I tak oto, Drodzy Moi, na 1,5 dnia przed spotkaniem z Wami moje niezawodne (jak dotąd) auteczko postanowiło się rozsypać 
Jeszcze nie wiem co dokładnie (bo do garażu dojechałam z bólem serca przy każdym zgrzycie towarzyszącym zmianie biegów lub zwalnianiu i z duszą na ramieniu), ale nie sądzę, żeby pan Łukasz mi to coś (czymkolwiek jest moje nieszczęście) zrobił jutro.
Rozważam dwa scenariusze:
1. zostaję w domu i gryzę pazury z zazdrości (bo już mi się nawet płakać w kącie nie chce),
2. dosiadam się do kogoś (chyba Krzyśka najszybciej) i jadę pomimo... Ale to już nie to samo 
Mam smutek i ból istnienia...