MIŚ:KAŻDY KILOGRAM OBYWATELA Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM SZCZEGÓLNYM DOBREM NARODU
"Cholera jasna! Won mi tu stąd, jeden z drugim! Będzie mi tu kłaki rozrzucał! Panie! Tu nie jest salon damsko-męski! Tu jest kiosk RUCH-u! Ja... Ja tu mięso mam! "
Korzystając z okazji, bo w końcu awaria też jest jakąś okazją by naszym pasażerom, ludziom dobrej roboty, bo są nimi przecież, zaprezentować, do czasu usunięcia awarii, artystyczny program.
– Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta – Lądyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...
– Ale Londyn – miasto w Anglii.
– To co mi pan nic nie mówi?!
– No mówię pani właśnie.
– To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...
– Pani Iwonko! Pani wytrze tę szminkę, bo klient znów się będzie pieklił.
– Trzeba dać napis, żeby wpuszczać tylko w krawatach. Klient w krawacie jest mniej awanturujący się.
Właśnie do ciebie dzwonię, żeby ci powiedzieć, że nie mogę z tobą rozmawiać.
[ Dodano: 2009-03-04, 08:03 ]CO MI ZROBISZ JAK MNIE ZŁAPIESZ:Ja to proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę.
– No ubierasz się pan.
– W płaszcz jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
– Fakt!
– Do PKS mam pięć kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.
– I zdążasz pan?
– Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzi pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny do Stadionu a potem to już mam z górki, bo tak... w 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, to znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie, to po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść tylko prosto do domu. I góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się. Jem śniadanie i idę spać.
– Proszę pana tu nie wolno palić
– Wiem, ale ja się nie zaciągam
– Panie kierowniku ja już czekam cały miesiąc!!
– Pan siada, sekundę... Miesiąc mówi pan?!
– Noo!!
– No i już nieprawda, bo nie miesiąc, a 37 dni kalendarzowych.
– Więc już więcej!
– Więc już się pan mija z prawdą, prawda..? Noo. 37 dni.. no skoro pan tyle czeka to może pan poczekać jeszcze jeden dzień.
– Ja mam czekać jeszcze jeden dzień, a ten pan dopiero...!
– Nie chwileczkę, niech pan siada. Pan jest moim gościem na razie, ja mówię. Samochód tego pana przywieziono dzisiaj rano, 8 godzin temu. Czyli, że dla niego jeden dzień czekania dłużej to jest 300% więcej czasu.
– Ale..
– Jest czy nie jest?
– No jest.
– No, jest. A dla pana, skoro pan czekasz 37 dni to jeden dzień więcej to będzie.. yyy.. No kochany, no jakby nie liczyć no (liczy różnymi sposobami), no jakby nie liczyć... To dla pana jeden dzień jest niecałe 3, dokładnie 2 koma 702. No to na stratę 2 koma 7 no, to jeszcze możemy sobie pozwolić, ale, żeby stracić 300% czasu.. ho ho kochany, co to to nie – my na czas musimy patrzeć po gospodarsku!
[ Dodano: 2009-03-04, 08:11 ]MIŚZ biletami wpuszczamy. Proszę bardzo.
– Dziękuję.
[Bileter zatrzymuje syna]
– Ale, ja mamę odprowadzam!!
– Chwileczkę. Zajrzę do instrukcji. Mmm, Maa... Maaa, matka. Matkę możecie pożegnać machaniem z tarasu widokowego.
[Syn z Matką zbliżają sie do tarasu widokowego i widzą wywieszkę]
– Przepraszamy. Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy dla odprowadzających we Wrocławiu!
– A może ty byś poleciał synku?
– Przecież to mama ma mieć operację! A nie ja!!
* Z twarzy podobny zupełnie do nikogo.
* Czyli jednym słowem, przywozicie do kraju 4 kilogramy obywatela mniej?