Byłem, widziałem i........ było zarąbiście 
Uroczystość zaślubin odbyła się w starym małym Kościółku, a wesele było w klimatyzowanej sali, co przy wczorajszych temperaturach było wybawieniem od upału, bo nawet w tym Kościółku było gorąco.
Chciałoby się powiedzieć że wesele jak wesele, ale to wesele, a byłem przecież już na wielu, było przygotowane perfekcyjnie, począwszy od samego miejsca, menu czy orkiestry, której repertuar zadowolił chyba wszystkich bez względu na wiek. Miałem przyjemność ucztować w sąsiedztwie szanownej Mamy Miecia, a także jego Wuja Tadzia, który był wspaniałym kompanem biesiadnym.
Przy okazji dowiedziałem się kilku ciekawych historii z życia Miecia
, ale o nich nie będę tu opisywał. 
Nareszcie miałem możliwość troszkę bardziej poznać obu synów Basi i Miecia, i tak się zastanawiam dlaczego Mietek nie zabierał ich na spoty, bo to fantastyczni, ciekawi inteligentni młodzi ludzie.
Wracając zaś do samego weselicha, to wspaniale się z moją Anią bawiliśmy, Wuj Tadziu dbał aby kielichy nie były puste, a brzuch miałem pełny cały pysznej strawy czas.
Lekkim "przegięciem" było chyba ciepłe danie, które przed północą wjechało na salę.
Był to pieczony dzik, no może nie do końca była to dzika świnia, bo bardziej udomowiona, ale była doskonale upieczona i podawana z pyszną zasmażaną kapustką.
Byłem już tak "obżarty" ale jeszcze słuszną porcję tego pieczonego mięsiwa udało mi się skosztować, bo chyba byłoby grzechem odmówić zjedzenia tej "świniny". I był to koniec mojego jedzenia, bo nawet późniejsze podskoki i tańce, nie pomogły tego "dzika" bardziej upchać. Rano na śniadanie tylko herbata, a i na kolację też niewiele mogłem dojeść nie wspominając o tabletkach wspomagających trawienie
.
Wesele było bardzo fajne.
Basiu , Mieciu jeszcze raz bardzo Dziękujemy za zaproszenie.
Dziękujemy również Nowożeńcom a życzenia od rodziny PTClubu oczywiście złożyliśmy.