
Niejeden z nas podpisując umowę i odbierając kluczyki miał o aucie inne wyobrażenie niż stan faktyczny, który często odkrywaliśmy sami i po fakcie. Przed zakupem sprawdziliśmy to i owo, był znajomy, który "się zna", auto wyglądało ładnie, brzmiało dobrze, jechało przyjemnie.
Jednak w miarę oswajania się z autem, z tygodnia na tydzień (a czasem z dnia na dzień) dostrzegamy kolejne problemy i usterki wyłażące niczym trup z szafy.
Czujemy się oszukani, ale przede wszystkim chcemy, aby auto znalazło się w stanie takim, w jakim powinno być: zgodnym z opisem - "bezwypadkowy, zadbany, doinwestowany, nie wymagający wkładu finansowego, itp."
Więc co dalej? Ano mówiąc szczerze: wszystko, albo i nic. Prawo nie stoi po naszej stronie. Nie stoi też po stronie oszusta. Stoi po swojej własnej i to my musimy to prawo na naszą stronę przeciągnąć. Sprawiedliwość dziejowa, nasza racja i dobre obyczaje nie mają tutaj żadnego znaczenia.
Niestety w przypadku stanu technicznego i związanych z nim zagadnień znacznie większe szanse ma sprzedający. Oczywiście wszystko zależy od zapisów i sformułowań zawartych w umowie, ale niemal każda szablonowa umowa dostępna w internecie zawiera paragraf mówiący o dokładnym zapoznaniu się kupującego ze stanem technicznym pojazdu. Jeden wyraz może mienić brzmienie całego zdania na naszą niekorzyść.
Dlatego polecam sporządzenie umowy podobnej to tej: LINK. Jest to umowa, która stawia kupującego w uprzywilejowanej pozycji. Mało prawdopodobne, że jakiś sprzedawca się pod nią podpisze, ale sugeruję wykorzystać ją jako wzór przy sporządzaniu własnej. Zwłaszcza załącznik - jeżeli sprzedawca zaznaczy większość odpowiedzi jako 'nie wiem', to wiadomo, że albo auto nie należy do niego, albo chce nas nabić w przysłowiową butelkę.
Przede wszystkim dobrze jest wydrukować sobie listę z tego posta: LINK i postarać się zrealizować z niej jak najwięcej punktów, a przynajmniej te najważniejsze. Nie ma znaczenia, czy sprzedawca jest miły, wydaje się szczery, potrafi coś potwierdzić, a nawet sam wskaże nam kilka drobnych wad (często, aby ukryć jakąś większą). Prawdopodobnie nigdy więcej w życiu tego człowieka nie spotkamy, więc robienie dobrego wrażenia i uprzejmości, w ramach których polegamy na zapewnieniach sprzedającego są zbędne. Możemy swobodnie zachować się jak kulturalny, ale zimny drań. Jak to mówią: w interesach nie ma miejsca na sentymenty.
Jeśli sprzedawca jest uczciwy, to będzie zadowolony ze skutecznej sprzedaży i nas nawet nie wspomni, a my będziemy się cieszyć kupionym autem. Jeżeli nie jest - stargujemy cenę, albo ustrzeżemy się przed zakupem auta-skarbonki.
Oczywiście każde auto powinien przejrzeć doświadczony mechanik. Najlepiej jeśli jest to pracownik z autoryzowanego serwisu, lub serwisu, który zajmuje się obsługą aut danego producenta. Taki mechanik ma oczywiście prawo nie wychwycić wszystkiego. W takim wypadku jednak nasuwa się pytanie: nie mógł, nie umiał, czy nie chciał? Może się zdarzyć, że mechanik i właściciel auta dobrze się znają, albo zwyczajnie pracownik serwisu zlekceważył nas kompletnie i sprawdził auto zgrubsza i "po łebkach".
Najczęściej za takie sprawdzenie auta płaci sprzedawca. Często nawet sam nalega na podjechanie do dowolnie wybranego warsztatu i przegląd, za który to ON zapłaci. Wydaje się nam, że taki człowiek nie ma nic do ukrycia i faktycznie może tak być, lub wykrycie wady może wymagać od serwisu dokładniejszego i głębszego sprawdzenia, co nie każdy serwis jednak robi.
Mechanik sprawdził, sprzedawca zapłacił, my kupiliśmy i nagle okazuje się, że auto zamiast do garażu "musi od razu na warsztat". Nie mamy podstaw do roszczeń wobec sprzedawcy, bo podpisaliśmy w umowie sławne "dokładne zapoznanie się ze stanem technicznym auta". Nie mamy podstaw do roszczeń wobec serwisu, bo w rzeczywistości to nie my zleciliśmy przegląd, a sprzedawca!
W każdym z powyższych wypadków ważne jest, abyśmy to my płacili za serwis i widnieli na rachunku/fakturze! Tylko wtedy będziemy mogli dochodzić swoich praw. Nie ma co szczędzić 100-200zł - to tylko nikły ułamek kosztu samochodu.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Co jednak, jeśli z różnych przyczyn daliśmy się wyprowadzić w pole? Sprzedawca okazał się "dobrym" Polakiem i wzbogacił się naszym kosztem. A dokładniej kosztem naszej niewiedzy i zaniedbania. Co teraz?
Jak wspomniałem wyżej, wszystko zależy od brzmienia sformułowań zawartych w umowie. Sprzedający nie ma obowiązku bycia obeznanym z mechaniką samochodową i tak na dobrą sprawę może nam sprzedać auto złożone z trzech, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności. Wystarczy, że auto składał jakiś warsztat / osoba, od której sprzedający odkupił później całe auto. Nawet jeżeli jest czterośladem, sprzedawca może o tym zwyczajnie nie wiedzieć, bo nawet płyn do spryskiwaczy wymienia mu żona. I to my musimy wykazać przed sądem, że w rzeczywistości jest inaczej. W praktyce - niemożliwe.
Załóżmy więc, że podpisaliśmy standardową umowę, która zawiera punkt brzmiący mniej więcej tak: "kupujący oświadcza, że stan techniczny pojazdu jest mu w pełni znany i nie będzie dochodził roszczeń z tego tytułu względem sprzedającego". Przy okazji: o tym, czy możemy dochodzić roszczeń, czy nie decydują przepisy prawa. Taki zapis w umowie nie ma mocy prawnej. Niestety podpisanie się pod dokładnym zapoznaniem się ze stanem technicznym pojazdu praktycznie uniemożliwia nam skuteczne ich dochodzenie.
Przegraliśmy? Nie koniecznie. Warto w takim wypadku przestudiować całą umowę, ogłoszenie sprzedaży, stan i wyposażenie pojazdu. Może się zdążyć, że nieuczciwy sprzedawca zagalopował się i chcąc uzyskać jak najwyższą cenę zagalopował się, dorzucając kilka systemów ekstra. Bo przecież co to za auto bez ABSu, kontroli trakcji, komputera pokładowego, immobilizera, autolarmu czy klimatronica. Każdy nie zgadzający się szczegół: podgrzewana tylna szyba, elektryczne lusterka, regulowana wysokość foteli itp. powoduje niezgodność przedmiotu z umową. Ważne jest oczywiście, aby wada była istotna, dlatego musimy odpowiednio uargumentować nasze żądanie. Jeśli np. tylna szyba nie jest podgrzewana, to pojazd nie zapewnia dostatecznej widoczności, a zatem bezpieczeństwa podczas jazdy w przypadku ujemnych lub niskich temperatur, a właśnie na tym nam zależy, ponieważ zamierzamy intensywnie eksploatować pojazd jesienią i zimą, a ponadto będzie nim jeździła nasza żona, wożąc dzieci do szkoły, a miejsca parkingowe na naszym osiedlu są bardzo wąskie i wymagają precyzyjnego manewrowania pojazdem i....i tak dalej.
Oczywiście im bardziej znacząca niezgodność, tym bardziej pewne nasze roszczenie.
W takim wypadku nasze prawa zabezpiecza art. 560 kodeksu cywilnego i związany z nim art. 566kc. Pierwszy mówi, że w przypadku niezgodności towaru z umową, kupujący ma prawo do odstąpienia od umowy lub obniżenia ceny proporcjonalnie do wady. Ponadto wszelkie koszta z tego wynikające ponosi sprzedawca. Zgodnie z drugim artykułem (566kc) mamy w takim wypadku prawo do "naprawienia szkody", czyli zwrotu wszystkich kosztów, jakie ponieśliśmy z powodu zawarcia umowy.
Czyli mamy dwie możliwości:
- odstępujemy od umowy, sprzedawca zwraca nam wpłacone pieniądze i naprawia szkodę (zapłacony podatek PCC, ubezpieczenie, przegląd w serwisie itp.)
- nie odstępujemy od umowy, ale żądamy obniżenia ceny w związku z udokumentowaną wadą towaru
Ważne: to my proponujemy o ile cena ma zostać obniżona i musi to być wartość realna, nie przekraczająca wartości systemu w pojeździe lub kosztu instalacji takiego systemu.
W każdym z wypadków najlepiej postępować według algorytmu:
- zabezpieczyć ogłoszenie, na podstawie którego dokonaliśmy zakupu (jeżeli administrator serwisu nie chce nam udostępnić treści, należy zrobić odpowiednie zrzuty ekranu)
- uzyskać stosowne zaświadczenie o braku systemu(ów) wystawione przez wykwalifikowany zakład (najlepiej ASO)
- nie kontaktować się ze sprzedawcą, a sporządzić odpowiednie wezwanie do zrealizowania roszczenia
- wysłać wezwanie pocztą, listem poleconym za potwierdzeniem odbioru
- trzymać się twardo naszej wersji, nie dając się ponownie omotać sprzedawcy lub jego prawnikowi
Ponadto możemy (a nawet powinniśmy) zagrozić sprzedawcy zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa z art. 286 kodeksu karnego. Oczywiście im bardziej poważna wada, tym większe nasze szanse. W przypadku braku podgrzewania tylnej szyby sprawa zostanie najpewniej umorzona, ale zawsze jest to dodatkowy straszak.
Jeżeli jednak wada dotyczy ważniejszego systemu lub kilku systemów, to sprawa karna ma jak najbardziej realne podstawy. W takim wypadku możemy uniknąć dodatkowych kosztów składając pozew adhezyjny, czyli jednoczesne rozpatrzenie naszego roszczenia przy okazji sprawy karnej. Jeśli sąd uzna oskarżonego winnym, to również pozew cywilny w takim postępowaniu rozpatrywany jest na naszą korzyść. Jeśli nie, to nadal możemy dochodzić roszczenia na drodze cywilnoprawnej.
----------------------------------------------------------------------------------------
Przykładowe wezwanie:
LINK 1
LINK 2
Ale się rozpisałem....
.gif)
EDIT: Dodałem akapit o sprawdzeniu w warsztacie.