Gwoli wyjaśnienia. Samochód sprawdziłem na tyle, na ile umiałem. Doświadczenia w tej materii nie mam. Warsztat sprawdził i co? Ano nic, wszystko pięknie.
Kupiłem więc auto i się okazało:
- automatyczna skrzynia biegów do naprawy (ze wstępnych ustaleń wymiana dwóch kół planetarnych, ale HGW co jeszcze)
- nieszczelny układ chłodzenia (jeszcze nie wiadomo w którym miejscu)
- zwichrowane tarcze hamulcowe (za cienkie do podtoczenia)
Bóg jeden wie, co jeszcze. Dupereli w stylu niedziałającej klamki (która miała być podobno zablokowana przez specjalny system zabezpieczający przed dziećmi) - nawet nie liczę!
Facet sam sprowadził auto z USA, jeździł nim przez 3 lata i co? Może nie wiedział jakie systemy ma na wyposażeniu? Auto według zapewnień nie wymagało żadnego wkładu finansowego, zadbane i doinwestowane. Bujać to ja, ale nie mnie.
Odzyskałem od oszusta 3tys. zł, bo wiedział, że chwyciłem go za genitalia. Inaczej by nie zapłacił. Wątpię aby ta suma pokryła koszty napraw, więc i tak będę stratny. Niech mu ziemia lekką będzie.
Gdybym był mściwy, to bym mu założył sprawę karną.
---------------------------
Sprawdzenie w warsztacie nie gwarantuje NIC. Przykładem tego jestem ja, ale też nasza forumowa koleżanka, której pomagali przy zakupie forumowi koledzy, mający doświadczenie. Okazało się, że po zakupie auta pierwsze, co musiała zrobić, aby jeździć, to oddać je do naprawy za sporą kasę. Warsztat grzecznie przeprosił za niewychwycenie awarii i powiedział, że tak się zdarza. Warsztatowi można naskoczyć, bo sprawdzenia dokonywał na koszt sprzedawcy, w którego interesie nie leży dochodzenie jakichkolwiek praw frajera, któremu sprzedał auto.
---------------------------
A teraz na koniec historia prawdziwa.
Pewnego słonecznego dnia pod pewnym warszawskim komisariatem stałem sobie grzecznie popijając colę. Dwóch policjantów wyprowadziło z budynku młodego chłopaka. Ów młodzieniec miał całkiem przyjemną aparycję, schludny ubiór. Nie pasował wyglądem do żadnego dresa, blokersa, ani przestępcy. Na nadgarstkach, które trzymał z tyłu miał kajdanki. Z twarzy chłopaka wyczytać można było jeszcze, że spędził znaczną ilość czasu na komisariacie. Wyczytać też można było, że pobyt nie należał do miłych i odcisnął się zauważalnym uszczerbkiem na młodej fizjonomii. Policjanci prowadzący podejrzanego również delikatnie się z nim nie obchodzili.
Nagle, nie wiadomo skąd, napatoczyła się babcia, jak to staruszki mają w zwyczaju. Widząc sponiewieranego, ładnego chłopaka i besztających go policjantów ujęła się ludzkim odruchem litości i przypuściła słowny atak na funkcjonariuszy. Sięgnęła pamięcią aż do czasów NKWD, równając policjantów z poziomem gnojówki.
Niestety babcia nie znała kilku faktów. Ten miło wyglądający młodzieniec dzień wcześniej napadł i w jednej z klatek schodowych skatował do nieprzytomności listonosza, aby następnie zabrać mu całe 30zł.
Usłyszawszy krótkie wyjaśnienie, babcia podreptała w swoją stronę mamrocząc coś o oprawcach i czasach PRLu.
Z niezrozumiałych mi przyczyn niektórzy wypowiadający się dostrzegają (jak ta babcia) jedynie "krzywdę biednego oszusta", który chciał być cwany i wzbogacić się cudzym kosztem.P.S. Nóż można wykorzystać do krojenia chleba, zamiast ludzi, a kijem baseballowym nie koniecznie trzeba łamać kości. Jak wykorzystamy te narzędzia, to zależy wyłącznie od nas. Prawo jest takim samym narzędziem jak tenże nóż, czy pałka.